Tag Archives: Wydawnictwo Dolnośląskie

Pocałunek anioła

Tytuł: Pocałunek anioła

Tytuł oryginału: Kissed by an Angel

Autor: Elizabeth Chandler

Seria: Pocałunek anioła (Tom I)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 224

Czy wierzysz w anioły?

Ivy to urocza, mądra dziewczyna. Potrafi stawić czoło wszelkim przeciwnościom dzięki swojej wierze w skrzydlate istoty czuwające nad ludźmi – wierze w anioły. Nie poddaje się, gdy los nie idzie po jej myśli, wręcz przeciwnie, wspomagając się niebiańskimi przyjaciółmi odnajduje się w nowej szkole i szybko zjednuje sobie ludzi. Okazuje się, że los uszykował jej kolejną niespodziankę, której na imię… Tristan. Szkolny obiekt westchnień i członek drużyny pływackiej traci  całą swoją grację i zdrowy rozsądek, gdy tylko Ivy znajduje się w pobliżu. Jednak, jak się okaże, nawet to nie przeszkodzi by cudowne zauroczenie przerodziło się we wspaniałą miłość dwojga ludzi.

Jednak w najmniej oczekiwanym momencie świat Ivy runie po raz kolejny, wystawiając jej wiarę w anioły na próbę…

Pocałunek anioła to książka niezwykle lekka a zarazem mieszcząca w sobie całkiem sporo emocji. Nie jest jednak książką z rodzaju ciężkiej artylerii. Fakt, wzbudza empatię, jednak nie jest ona na tyle silna by pozostać gdzieś na dłużej. Lecz wiem jedno – zasługuję na uwagę.

Historia Ivy jest niezwykle naturalna, subtelna, żywa. Mieni się odblaskami rzeczywistości, której, w tej książce, nadano całkiem magiczny odcień. Fabuła lekka, żwawa. Zarys historii zasługuje na uznanie, choć wnosi jedynie skrawek jakiegoś przesłania. Przede wszystkim, stanowi jednak delikatną historię, którą można przeczytać sobie, ot tak, by na chwilę odpocząć od ciężkich przeżyć. Powiedzmy sobie szczerze, jest doskonałym oderwaniem od innych książek, gdy chcemy w pewien sposób oczyścić się z nadmiaru skumulowanych emocji.

Jednak realizacja planu, jakim była cała historia Tristana i Iva ma charakter nieco chaotyczny. Nie mówię tu o prologu, który wyprzedza wszelkie wydarzenia, lecz o ogólnej organizacji tej powieści. Miałam wrażenie, że autorka koniecznie chce zmieścić się w tych 200 stronach, jakby bała się za bardzo rozpisać, by nie zanudzić czytelników : ) Jednak, moim zdaniem, to by jej nie groziło. Opowieść ta jest leciutka niczym puch i, muszę przyznać, sprawnie poprowadzona. Mimo, że nie zatrzymuje przy sobie czytelnika na dłuższy czas, Pocałunek anioła jest niezwykle urokliwy i chyba właśnie tym urokiem działa w jakiś sposób na czytelnika.

Sztuczni bohaterzy? Na pewno nie w Pocałunku anioła! W tej kategorii powieść nie zawiodła. To miła odmiana, gdy inny książki aż ociekaja nadmierną fantastycznością i niestrawnym wyidealizowaniem. A idealny, przecież, nie jest nikt. Naturalność postaci, ich wzloty i upadki zjednują sobą przyjaźń czytelnika. Tristan to ciepły, uroczy chłopak, który wprowadzą w powieść nutkę humoru. Natomiast Ivy to dziewczyna, którą, jak się okaże, poznamy z perspektywy jej ukochanego by odkryć jej smutne tajemnice i wady. Oboje są po prostu normalnymi ludźmi którzy znaleźli się w takiej, a nie innej sytuacji. A mimo to, oboje w jakiś sposób oczarowują czytelnika. Wspaniale ukazane postacie, ot co!

I tak jak świetny był początek, tak nie podobało mi się zakończenie. Właściwie po wydarzeniu kulminacyjnym Pocałunek anioła przeistacza się w książkę zbyt szablonową. W ilu to amerykańskich filmach widzieliśmy jak ludzie wychodzą z ciał by przechadzać się po szpitalach? Pomysł zbyt oklepany uczynił lekką historię szarą i, cóż, przewidywalną. Jak się później okazuje przewidywalność nie jest tak duża, jak się może zdawać, jednak niesmak po wprowadzeniu oklepanego elementu pozostaje. Zakończenie też nie zachwyca. Dla książki tak ciepłej i uroczej powinno mieć podobny charakter, natomiast w tym przypadku zjechało na zupełnie inny tor.

Podsumowując Pocałunek anioła, zalety zdecydowanie przeważają nad wadami. Powieść ta przedstawia ciepłą, pełną miłości historię, która wprost urzeka. Postacie szybko stają się bliskie sercu czytelnika, a historia  ich niecodziennej miłości pozostaje jeszcze na długo w pamięci.


Nocna gwiazda

Tytuł: Nocna gwiazda

Tytuł oryginału: Night Star

Autor: Alyson Noel

Seria: Nieśmiertelni (Tom V)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 288

Haven nie odpuszcza. Mimo, że Ever nie chce posłać dawnej najlepszej przyjaciółki do Shadowlandu, Damen przeprowadza treningi z unaocznioną Haven i jej najsłabszą czakrą. Haven, świadoma władzy jaką posiada, oraz mocy, którą w sobie ma, przewraca szkołę do góry nogami. Jednak źródłem jej władzy z pewnością nie jest dobro. Ever wciąż się waha. Czy wybierając Damena podjęła właściwą decyzję? Czy ich wspólna przeszłość jest w rzeczywistości taka, jaką pokazał jej Damen?

Po Nocną gwiazdę sięgnęłam z najprostszych pobudek nałogowego „czytacza”: Co będzie dalej? Mimo piątego już tomu Alyson Noel wcale, a wcale pomysły się nie wyczerpały. Wręcz przeciwnie, na tle poprzedniczek, ta część wypada całkiem nieźle.

Książka właściwie od schematu nie odchodzi – ot, kontynuacja problemów z poprzedniego tomu. Fabuła w umiarkowanym tempie, ciągła, dość rozbudowana. Przyjemnie rozplanowana i nie ma tego, co tak mnie po oczach kole – przenudnych przerywników – tych okropnych przeskoków z wydarzenia do wydarzenia, pomiędzy którymi bohater 15 stron je płatki, lub robi coś równie nieciekawego. Jednak w tej części spotkało mnie coś intrygującego…. Haven. Była tym, czego może brakowało mi w poprzednich częściach Nieśmiertelnych. Stanowiła element tak nieprzewidywalny, i, to co zauważyłam dopiero teraz, zaplanowany już od samego początku. Sceny z Haven jednak traciły odrobinę swego czaru przez użycie pospolitego schematu – prześladowcy rozkoszującego się zabawą ze swoją ofiarą. Może to zbyt rozbudowane monologi, a może tylko wybredność recenzentki :p Jednak mając wzgląd na poprzednie tomy tej serii – zainteresowanie czytelnika oraz stopień nieprzewidywalności wzrasta. Zdecydowanie jest to plusem. Ba! Ogromnym plusem!

Do pozostałych postaci moje nastawienie nie uległo zmianie. Jednak za nic nie potrafię wczuć się w Ever. A to już piąty tom! W ogóle nie odczuwałam, tego co ona. Sądzę, że Nocna gwiazda napisana w trzeciej osobie odniosłaby wobec mnie podobny skutek, a może nawet lepszy. Otóż, przez calutką książkę czułam się nieswojo, gdy to nasza nieśmiertelna bohaterka potrafiła nader skrupulatnie opisać uczucia innych. Niby rozumiem, że widzi aury, jednak… „mówi” o tym jakby cały czas siedziała im w głowach!

Były jednak momenty gdy akcja przyspieszała, a ja na opak, stawałam na dzień lub dwa (aaa, wybaczcie mi moje wakacyjne lenistwo :)) by móc rozkoszować się tym napięciem i ciekawie opisaną chwilą. Przyznaję, w tych bardziej emocjonujących przeskakiwałam wzrokiem kawał tekstu :] Jednak przestępstwem byłoby do niego nie wrócić, więc z rozkoszą czytałam cała stronę od nowa. Niemal zjadałam, co lepsze, słowa z kartki.

Nocna gwiazda wprowadza szczyptę odmienności w całą serię. Może i nie jest historią z rodzaju tych, które siedzą nam w głowach przez następne pół roku, ale na pewno gdzieś tam zostaje. Czy zatem warto? Jeśli zaczęliście już Nieśmiertelnych i macie ochotę na więcej – jak najbardziej tak. Jednak jeśli wciąż się zastanawiacie, spróbujcie popatrzeć z perspektywy „trzeciej osoby” na swoje gusta. Nocna gwiazda na tle serii wypada bardzo dobrze, lecz w porównaniu z setkami innych książek z jakąś nutką fantastyczności również sytuacja przedstawia się inaczej. Jednak k a ż d a książka coś wnosi. Więc czytajcie, czytajcie i jeszcze raz czytajcie!

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170

Klikajka:


Syrena

Tytuł: Syrena

Tytuł oryginału: Siren

Autor: Tricia Rayburn

Seria: Syrena (Tom I)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 360

Vanessa chcąc uczcić początek kolejnego lata, z siostrą i dwójką przyjaciół,  postanawia skoczyć w tym roku z klifu Chione. Jak się jednak okaże, strach weźmie górę. Jednak siostra Vanessy – Justine bez wahania zanurza się w nieokiełznanych falach Winter Harbor. Po gorącej kłótni, okazuje się, że te same fale wyniosły ciało Justine na brzeg. Vanessa nie może pogodzić się ze stratą siostry – w szczególności, gdy odkrywa, że nie wie o niej wszystkiego. W poszukiwaniu prawdy wraca do miasteczka, w którym, od chwili śmierci Justine, zaczynają ginąć inni ludzie.

Mężczyźni wyrzuceni na brzeg z twarzą zastygłą w przedśmiertnym uśmiechu…

Przyznam szczerze, że po Syrenie spodziewałam się całkiem sporo. Nie dość, że nietuzinkowa fabuła, to stworzenia, które w innych książkach młodzieżowych swoich pięciu minut jeszcze nie miały. I chociaż już wcześniej, podejrzewałam, że Syrena wzbudzi we mnie większe emocje, to nie pomyślałabym, że zrobi to w tak zupełnie odrębny i subtelny sposób.

To, co z pewnością zasługuje na pozytywną ocenę (brawa dla autorki)  jest niezwykłe zsynchronizowanie poszczególnych wątków książki. Poprzez nawiązania do przeszłości, do wypowiedzianych słów, czy sytuacji, stworzono coś, co długo zapada w pamięć. I choć na początku to „wypominanie” przeszłości może odrobinę zdezorientować czytelnika, to na końcu, gdy znamy już poprzednie wydarzenia, staje się to zaletą powieści.

Pomimo, że wspominanie przeszłości przez Vanessę samo w sobie jest pozytywem, to wnosi ze sobą pewne ryzyko… I choć urokliwe, być może zostało zbyt często poruszane w książce tak, że czytelnik odgadywał zamierzenia autorki. Możliwe, że działa to jak sztuczka iluzjonisty – gdy poznasz jej sekret, traci swój czar.

Elementem, który mnie zdziwił była… długość zdań. Nie dość, że długie, to z masą wtrąceń. Łatwo było się w tym zamotać. Jednak pani Rayburn opanowała je niemal po mistrzowsku. Chwile, gdy rozumiało się zdanie inaczej, niż było to zamierzone, były nader rzadkie i trwały bardzo krótko. I właśnie dzięki temu charakterystycznemu elementowi główna bohaterka zyskała na wiarygodności. Wyrażenie przemyśleń i nastrojów oraz połączenie ich z wydarzeniami „na zewnątrz” wydawałoby się niewykonalne. A jednak w Syrenie wyzwanie to spełniono, z całkiem zadowalającym efektem.

Do głównej bohaterki zarzutów nie mam. Jednak co do pozostałych dwóch przyjaciół Vanessy, którzy towarzyszą czytelnikowi do ostatniej strony, mam pewne wątpliwości. Zbyt idealni. Zbyt dorośli jak na swój wiek. I choć książka, wiadomo, fantastyczna, to elementy realne… co do tych dwóch postaci, realne nie były. Może podrzucono ich bohaterce, by potencjalna czytelniczka mogła utożsamić się z Vanessą, znajdując chłopaka swoich marzeń. I choć ich czułość i opiekuńczość była wprost rozbrajająca, to brakowało tu kontrastu – tej mrocznej strony, którą, w odróżnieniu od nich, Vanessa w pewien sposób posiadała.

Wydarzenia, wypowiedzi, czy nawet pogoda – to wszystko pasuje do siebie niczym elementy układanki. Powieść złożono w precyzyjny sposób. Budzi to we mnie spory podziw, gdyż planowanie takiej książki musiało wyglądać jak projektowanie skomplikowanego labiryntu. Każdy fakt powiązany jest z innymi, a do tego wszystko to opowiedziane jest w tak naturalny sposób. Czytanie Syreny zajęło mi naprawdę sporo czasu, ponieważ niemal non stop wracałam do tekstu czytając zdania po kilka, a nawet kilkanaście, razy. Napawałam się płynnością fabuły i niezwykłą zręcznością pióra pisarki. Jak widać, ze zbudowanego przez siebie labiryntu, potrafiła również wyjść.

Teraz, kiedy książek fantastycznych czy paranormal romance jest naprawdę co nie miara, trudno o oryginalną fabułę – a raczej o nowe stworzenia o nowych właściwościach. A tu: bum! Przekopano mity i napisano o syrenach. I to w jaki sposób napisano! Bez namysłu, mogę przyznać, że książka z pewnością jest warta przeczytania. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170

Klikajka:


Mroczny płomień

Tytuł: Mroczny płomień

Tytuł oryginalny: Dark Flame

Autor: Alyson Noel

Seria: Nieśmiertelni (Tom IV)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 288

Moja ocena: 8/10

Decyzja zapadła. Nie ma odwrotu.

Heaven j e s t nieśmiertelną. Ever „podarowała” jej życie wieczne. Jednak reakcja dziewczyny na tą wiadomość zupełnie odbiega od jej oczekiwań… Ever chce zatrzymać przy sobie przyjaciółkę oraz zapewnić jej bezpieczeństwo. Są też obawy. Czy Heaven dotrzyma tajemnicy o nieśmiertelnych?

Na wskutek nieprzemyślanego rzucenia zaklęcia Ever dręczą koszmary. Koszmary o… Romano. Jednak pomimo prób przywrócenia dawnego stanu, odwołując się do magii, sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej. Ever postanawia działać na własną rękę i za wszelką cenę nie stracić zaufania ukochanego. O pomoc zwraca się do Jude`a. Jednak i on wkrótce dowiaduje się prawdy.

I nie ma najmniejszego zamiaru rezygnować z Ever; z ukochanej, którą od wieków zabierał mu Damen.

Walka o antidotum wciąż trwa. Ile zaryzykuje Ever, by zawalczyć o miłość?

Czwarta część Nieśmiertelnych, przyznaję, mile mnie zaskoczyła. Nie spodziewałam się jakichś radykalnych zmian co do stylu pisania czy budowy fabuły. A jednak niewątpliwie tu coś zmieniono. Mroczny płomień cechuje wartka akcja i „uplastycznienie” emocji. Co tu dużo mówić – książka była dla mnie naprawdę miłą niespodzianką. Wciągała. Naprawdę wciągała.

Sam pomysł na kontynuację tej serii jest godny uwagi. Odchodzimy tu od schematu, a wydarzenia mają bardziej (ba! zdecydowanie bardziej) nieprzewidywalny przebieg. Wcześniej, niczym wróżka, mogliśmy przepowiedzieć, co stanie się dalej. A tu? Jedyną wskazówką co do odgadnięcia zakończenia było to, że w pewnym momencie nastało obopólne „żyli długo i szczęśliwie”, ale do końca pozostało ponad 100 stron! Skonsternowana niemal pożarłam w całości zakończenie książki. Choć, powracając do schematów, ostatnia strona każdej części Nieśmiertelnych pozostaje niezmienna. Pomimo problemów wciąż i wciąż napotykamy się z „żyli długo i prawie szczęśliwie”. Ale p r a w i e robi wielką różnicę.

Fabuła nie dość, że wartka to jeszcze zaskakująca. Muszę dodać, że to zaskakiwanie tutaj naprawdę się udało i jest dość… specyficzne. Gdy wydawałoby się, że już będzie dobrze i właściwie tak mogłaby skończyć się książka…Bum. Wcale nie jest dobrze. Rozwiązania są krótkotrwałe. A problemy budzą z letargu z potrojoną siłą.

Postacie może stają się chyba coraz bliższe czytelnikowi. Szczególnie upodobałam sobie „nową” Heaven. Nowy charakter, nowy styl, nowe postrzeganie świata. Nowe życie. Jednym słowem nowe nieśmiertelne życie Heaven. Prawdopodobnie zmiana charakteru „stworzonej” już bohaterki do łatwych nie należała. Jednak w tym przypadku zmiana jest nieprzewidywalna i może właśnie przez to tak „prawdziwa”?

Wyidealizowany Damen. Coraz bardziej mi się to nie podoba. Szczerze powiedziawszy z ideału ukochanego przybrał postać opiekuńczego ojca. Miałam takie ważenie przez całą książkę. Przez to idealistyczne zatracenie charakteru staje się bezkształtną masą, której wszystko jedno. Nie ważne co zrobi Ever, przecież on jej i tak wybaczy. Zero wad też jest wadą!

Jesteś tylko pionkiem w jego chorej gierce. On dostrzega wszystkie twoje słabości i używa ich, by pociągać za sznurki, jakbyś była marionetką.

Na uwagę zasługuje również sposób, w jaki przedstawiono stosunki pomiędzy Ever i Romano. Okazuje się jak bardzo pozory mogą mylić. Złożoność charakteru i „druga twarz” z jaką spotykamy się u wroga zaskakuje. Jest to pozytywne uczucie. Jednak tajemniczość (zapewne wprowadzona w celu wzbudzenia ciekawości w czytelniku) jest nadmierna. Nie rozumiemy działań Ever, za to reakcje wroga – tak. Nie znamy motywów bohaterki, a odpowiedzi Romano na jej działania są całkowicie spontaniczne – tak jak nasze. W tym momencie kontakt z Ever jest nikły, choć, może wpływa to korzystnie na zrozumienie „tego złego”?

Reasumując książkę polecam. Pozytywnie odznacza się na tle wcześniejszych części tej serii. Poza niemożnością przewidzenia dalszej akcji stykamy się tu z poważnymi przemyśleniami. Myślę, że po części także dla nich warto byłoby zapoznać się z ta pozycją. Liczę, że kolejna część będzie równie dobra; a może nawet lepsza? 🙂

Klikajka:


W otchłani

Tytuł: W otchłani

Tytuł oryginału: Across the Universe

Seria: W otchłani (Tom I)

Autor: Beth Revis

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 392

Amy – normalna dziewczyna w normalnym świecie. Teraz. Tutaj. Na ziemi.

Jej rodzice stanowią ważne ogniwo w powodzeniu misji – zaludnienia nowej planety. Podróż na nią trwa trzysta lat. By móc ją przetrwać poddają się zabiegowi, który wprowadza ich w stan hibernacji. Pomimo możliwości wyboru Amy podąża ich śladem…

Koszmary ustają gdy zostaje brutalnie zbudzona i wyjęta ze szklanej kriokomory. Jednakże sytuacja na statku przedstawia się zupełnie inaczej, niż się spodziewała. Amy znajduje się w zupełnie obcym świecie. Świecie, z którego nie ma ucieczki. Jest jeszcze despotyczny przywódca – Najstarszy. Czy to on zamieszany jest w morderstwa zamrożonych naukowców?

Następca Najstarszego wplątuje się w sprawy Amy, pomagając jej zapoznać się z Błogosławionym – ich nadzieją, prowadzącą do nowej planety; a dla Amy – pułapką. Czy jednak warto mu zaufać?

Jakże trudno nie dać upustowi emocji zająć tej recenzji. Jakże trudno zachować zimną krew w obliczu tak wspaniałej historii.

Po pierwsze – oprawa graficzna. Zupełnie i n n a niż wszystkie okładka. Absolutnie magiczna. I choć na początku nie wiemy kto na niej jest, pośród milionów gwiazd, zdajemy sobie sprawę, że coś się święci. Książka poręczna, lekka. Pewnie z łatwością wcisnęłabym ją do plecaka. Jednak W otchłani wymagała ciszy i spokoju, by móc delektować się każdą jej stroną; powoli i z niemałym zachwytem.

Nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o stylu pisania. A już zwłaszcza w tym wypadku. Lekki, zwiewny, przystępny a zarazem bogaty w barwne metafory. Początkowe strony były dla mnie szokiem. Trudno było się od nich oderwać. Czytałam je po kilkanaście razy podziwiając zręczność pióra i napawając się ich brzmieniem w sferze wyobraźni. Słowa są przewodnikiem czytelnika. W tym wypadku tak dobrym, że sam po części staje się bohaterem.

Góry, kwiaty, niebo… Ziemia. Za tymi drzwiami czekała Ziemia. I życie.

N i e  b y ł o jeszcze czegoś takiego. Sam pomysł wprawia w osłupienie. Sama idea zachwyca, porywa, wciąga pod swoją powierzchnię. Swoją brutalnością wzywa niczym syreni śpiew, ogłusza nadzieją, by zatopić w nurcie akcji i bez skrupułów uprowadzić aż do samego końca; aż do ostatniej strony. Do oryginalnego pomysłu dodajmy jeszcze wykonanie – chyba najlepsze, jakie można by w tym przypadku zaprezentować. Stworzenie tak złożonej historii jest doprawdy godne podziwu. Każdy szczegół, każde poruszenie, odczucie jest podkreślone podziałem na dwie perspektywy: Amy i Starszego. Dokładnie przemyślona, tak jakby każda litera, wyraz, wers miały swoje, wcześniej ustalone, miejsce.

Postacie – nawet te nieistotne, te daleko, daleko w tle, są tak pełnowymiarowe. Zupełnie jakby każdą z nich, niezależnie od roli, powołano do życia, po to, by mogły choć chwilę zaistnieć W otchłani. Każde ich zachowanie jest ich częścią. Ich prawdziwą częścią. Z uwzględnieniem sytuacji,w której się znajdują, przeszłości, czy nawet zawartości DNA. Tak prawdziwe!

Z podziwem śledziłam opisy stanów emocjonalnych bohaterów. Przedstawione z tak odmiennych punktów widzenia, choć wydawałoby się to niemożliwe, stanowiły zgraną i (co najważniejsze) w pełni zrozumiałą przez czytelnika całość. Stuprocentowa synchronizacja.

Czekałam na spektakularne zakończenie. Na coś, co zwieńczy tę książkę, ale mimo tego, nie zakończy. Coś, co pociągnie dalej czytelnika, co zwabi do kolejnego tomu, a mimo to  pozostawi złudne uczucie sytości. Nie zawiodłam się.

Polecam! Polecam! Polecam! Bez skrupułów mogę powiedzieć tej książce TAK. I choć rzadko mi się to zdarza, zanosi się, że przeczytam ją po raz kolejny. W otchłani to opowieść o marzeniach, życiu, władzy i przede wszystkim nadziei. Ponieważ od niej uzależniono ich życie…

Klikajka:


W cieniu klątwy

Tytuł: W cieniu klątwy

Tytuł oryginalny: Shadowland

Autor: Alyson Noel

Seria: Nieśmiertelni (Tom III)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Gdy wszystko mogłoby już skończyć się dobrze na Damena spada klątwa. Wystarczy jeden dotyk ukochanej by bezpowrotnie trafił krainy cieni- Shadowlandu.  Ever za wszelką cenę chce zdobyć antidotum dla Damena. Na jej drodze staje Jude- przystojny chłopak, wnuk Liny. Ever czuje do niego nieuzasadnione przyciąganie. Jednocześnie jednak nadal pragnie bliskości Damena. Czy Ever odnajdzie swoje przeznaczenie? Czy podejmie właściwą decyzję?

„W cieniu klątwy” nie odbiega właściwie od schematu ustalonego przez poprzednie części. Ten sam klimat, styl pisania- wszystko utrzymuje się wciąż na tym samym poziomie. Odrobinę chaosu wprowadzają rozterki bohaterki, lecz jest to jedne z nieczęstych urozmaiceń fabuły.

Niektóre z przemyśleń, fragmenty dialogów uznać by można za bezsprzecznie wartościowe. Niosły ze sobą jakieś przesłanie. Jednak nie zmienia to faktu, że postacie były zanadto wyidealizowane a ich rozmowy przerażająco „wystylizowane”. Rzecz jasna w powieści fantastycznej i to jest dopuszczalne… lecz mi to kompletnie nie odpowiada.

Co do zalet książki, to jest nią na pewno wprowadzenie kilku nowych „położeń”, w jakich znaleźli się bohaterowie, oraz dowiadywanie się o pewnych faktach wraz z Ever. Poza tym, gdy pod koniec książki robi się bardzo gorąco, 🙂 obiecująco, a czytelnik zastanawia się jaka to seria katastrof może się teraz wydarzyć (albo i nie), zostajemy „zbywani”  jednym dość znaczącym wydarzeniem, a zapowiedzi katastrofy bez skrupułów zamiatane są w kąt.

Powieść nie była tak „lekka” jak poprzednie części. Niestety, o tej książce zapomniałam bardzo szybko. Nie przeżywałam całej historii wraz z Ever. W tym wypadku brak, wcześniej wspomnianej, „lekkości” nie jest pozytywną cechą.

Jak dotąd „W cieniu klątwy” uważam za najmniej interesującą na tle pozostałych części tej serii. Brakuje tu zilustrowania uczuć poprzez słowa, zabawy nimi, tak, by „odurzyć” nimi czytelnika. Postacie ukazane są w zbyt pięknych barwach i chyba właśnie przez to tak trudno się z nimi utożsamić. Pomimo tego pragnę kontynuować czytanie tej serii z czystej ciekawości- jakie kolejne przeszkody dla Ever wymyśliła autorka? Jednakże, Drodzy Czytelnicy, ostateczna decyzja czy sięgniecie po tą lekturę, czy też nie, należy do Was.

 

Za możliwość zrecenzowania książki serdecznie dziękuję


Studnia wieczności

Tytuł: Studnia wieczności

Tytuł oryginału: The Sweet Far Thing

Autor: Libba Bray

Seria: Magiczny krąg (Tom III)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 760

Odkąd Gemma przybyła do Spence wiele się wydarzyło. Zamiast, jak inne starsze dziewczęta przygotowywać się do debiutu, musi raz na zawsze rozstrzygnąć spór o magię. Międzyświat popada w chaos. Nie wiadomo kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Gemma dręczona jest wizjami, obciążona obietnicami i oczekiwaniami. Czy, pomimo wszystko, odnajdzie prawdę?

„Studnia wieczności” stanowi wspaniałe zwieńczenie trylogii. I choć na początku (wiedząc, że książka ma 758 stron- był to zdecydowanie długi początek) nie wyróżnia się niczym szczególnym od pozostałych części, to koniec jest zapewne wyjątkiem od tej reguły.

Tak jak i w pozostałych częściach kontakt czytelnika z główną bohaterką był na przemian silniejszy bądź słabszy. Wątpliwości Gemmy ukazane są w chaotyczny sposób. Zbyt chaotyczny.

Porównania, epitety i inne środki stylistyczne wręcz zachwycają. Język stosowany przez autorkę jest barwny, poetycki. Niestety momentami wydaje się „przeładowany”, obciążony ozdobnikami, które przysłaniają pierwotny sens i cel wypowiedzi. Przyłapywałam się na zmienianiu zdań, chociaż w moim przypadku (ostatnimi czasy) stało się to standardem. :/

Sceny opracowane przez autorkę były zachwycające. Można było wyobrazić je sobie w pełnej okazałości, traktując tekst jako przewodnika. Prawdziwa uczta dla wyobraźni.

Rozpływam się na myśl o zakończeniu. Wspaniałe! A opis ostatnich wydarzeń… Powiem wprost- musicie to przeżyć! Szkoda tylko, że na najważniejsze wydarzenia z książki przychodzi nam tak długo czekać. Autorka nie ominęła również przemiany wewnętrznej Gemmy, która jednocześnie zachwyca jak i każe się nam nad nią „zatrzymać”. Jednym słowem- skłania do przemyśleń.

Rozpędziłam się i przewertowałam również „podziękowania”.  Wzmianka o królikach ninja przesądziła o moim zdaniu o tej książce 😀 Absolutnie jestem na TAK (dobrze, gdyby nie te króliki również poleciłabym Wam tę książkę).

Podsumowując, jeśli przypadły Wam do gustu poprzedniczki „Studni wieczności” to jak najbardziej „przebrniecie” (może to za mocne słowo) przez 3/4 powieści by w końcu dojść do najwspanialszych momentów. Chociaż… może to kwestia gustu? Pomimo upływu czasu książka nadal „siedzi w mojej głowie”, co oznacza, że z pewnością zasługuje na uwagę.

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170
Klikajka:


Błękitna godzina

Tytuł: Błękitna godzina

Tytuł oryginalny: Blue moon

Autor: Alyson Noel

Seria: Nieśmiertelni (Tom II)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ever przestała obwiniać się o śmierć bliskich. W końcu zaczęła normalnie żyć. Udało jej się to tylko dzięki Damenowi, który jest przy niej na każdym kroku. Gdy wydaje się, że wszystko jest takie jak być powinno, Damien zmienia się nie do poznania. Czy Ever pogodzi się ze stratą najbliższej jej osoby? Czy Ever uratuje Damena czy swoją rodzinę?

Druga część cyklu „Nieśmiertelni” została napisana właściwie w podobny sposób jak pierwsza. Ten sam schemat- najpierw normalne życie, później niepokojące zmiany i sprzeciw bohaterki a na końcu wartka akcja z tajemniczym zakończeniem.

Plusem książki jest to, że tym razem nie kojarzyła mi się z jakąkolwiek inną powieścią (jak „Ever” przypominała mi „Zmierzch”). Tak jak pierwsza część była lekka i „niezobowiązująca”. Akcja była jasna, logiczna, czytelnik się w niej nie gubił, co jest też pozytywną cechą książki.

„Błękitna godzina” jak i poprzedni tom serii są pisane w tym samym stylu, tak więc jeśli spodobało ci się „Ever”  to kontynuować tę serię. Szczerze mówiąc autorka mogła odejść od schematu i nieco urozmaicić powieść.

To, co naprawdę mi się spodobało był opis Summerlandu- świata, ukrytego przed przeciętnymi ludźmi oraz sam pomysł na kontynuację przygód Ever. Choć do książki nie mam większych zastrzeżeń, to po prostu wolę coś „większego kalibru”, coś cięższego i zapadającego w pamięć.

Podsumowując, ocena tej książki zależy wyłącznie od gustu czytelnika. Jeśli spodobało Ci się „Ever”, to z pewnością „Błękitna godzina” również będzie dobrym wyborem. Jak już wspomniałam jest to książka dobra na to, by się zrelaksować i wyciszyć emocje. 🙂 Jeśli więc, należycie do czytelników czytających „dla odpoczynku” to z pewnością „Błękitna godzina” będzie idealnym wyborem. : ]

Za możliwość zrecenzowania książki serdecznie dziękuję


Zbuntowane anioły

Tytuł: Zbuntowane anioły

Tytuł oryginału: Rebel Angels

Autor: Libba Bray

Seria: Magiczny krąg (Tom II)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron:488

Gemma i jej przyjaciółki wyjeżdżają na święta ze Spence. Muszą na jakiś czas rozstać się ze wspólnymi spotkaniami w Międzyświecie. W czasie tak krótkiego pobytu poza murami akademii wplątuje się w miłosne gry i niemałe kłopoty. Udaje jej się znaleźć domniemaną członkinię Zakonu, lecz czy wierzyć komuś ze szpitala psychiatrycznego? Wszystkim: wrogom i przyjaciołom, choć nie wiadomo kto jest dobry, a kto zły, zależy tylko na jednym- władzy i odnalezieniu Świątyni. Komu uwierzy Gemma?

Szczerze mówiąc poważnie zastanawiałam się nad tym, czy kontynuować czytanie serii Magicznego kręgu. Jednakże otwarcie przyznaję, że druga część tej serii przypadła mi do gustu. Nie żałuję czasu poświęconego na jej przeczytanie. Zbuntowane anioły okazały się niemałą przygodą. 🙂

Mimo, iż nie jestem miłośniczką romansów, to w książce urzekł mnie wątek miłosny. Tak, tak.  Tam działo się coś więcej niż tylko uprzejma wymiana zdań w obecności przyzwoitek dopuszczalna w tamtych czasach. : )

Kolejny plus to zaskakująca dość wartka akcja. W Mrocznym sekrecie dało się przewidzieć całkiem sporo, tym samym tracąc całą zabawę z czytania. Na szczęście w tej części spotykamy się z najbardziej zaskakującymi rozwiązaniami, których nie sposób się domyślić. To, że Gemma jest w takiej samej sytuacji, co czytelnik tylko wzmacnia jego więź z bohaterką. 🙂

Bywały chwile, gdy wątła nić łącząca mnie z Gemmą zostawała brutalnie przerwana. Na przykład mimo ostrzeżeń Gemma poszła za przyjaciółkami, choć miała namacalny dowód, by tego nie robić! Zresztą jej więź z przyjaciółkami, którym zależy na magii, by wykorzystać je tylko do własnych celów jest dla mnie wielką zagadką. Mam nadzieję, że w trzeciej części wyjaśni się coś na ten temat. W pewnych momentach postępowała nieroztropnie, w innych znów tak, jak czytelnik nie potrafiłby postąpić (np. ułożenie słów przywiązujących magię). Trudno mi to uczucie opisać, ponieważ wszyscy wiemy, że bohaterowie nie są idealni i popełniają błędy. Postać na przemian zyskiwała i traciła wiarygodność jak i zrozumienie czytelnika.

Tak jak i w pierwszej części nie podobał mi się chaos. Mimo iż miało to oddać charakter wizji, czy nastrój sytuacji, nie mam co do tego pozytywnych wrażeń. Czytelnik nie tyle się gubi, co zniechęca. Krótkie hasła rzucane przez Gemmę i dziwny sposób opisywania tego, co widzi trochę mnie zraziło.

Podsumowując, Zbuntowane anioły to książka godna zainteresowania. Zapewne wiele lepsza od swojej poprzedniczki, do tego wciągająca. Nie mogę również pominąć nowych wątków, które się pojawiły i sprawiły, że od razu zaczynałam szybciej czytać. 🙂 Mimo, że niepozbawiona błędów, posiada wiele zalet, które powinny być zauważone. Cieszę się, że sięgnęłam po tę książkę. Oby trzecia część była równie (a nawet bardziej!) wciągająca.

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170


Ever

Tytuł: Ever.

Tytuł oryginału: Evermore.

Autor: Alyson Noel

Seria: Nieśmiertelni (Tom I)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 305

Po tragicznym wypadku Ever całkowicie się zmieniła. Z otwartej i popularnej dziewczyny stała się zamkniętą w sobie osóbką chowającą się przed światem. Po tragicznym zdarzeniu nie tylko straciła bliskich, lecz, czego była pewna, również normalne życie. Ever słyszała myśli innych, potrafiła zobaczyć aurę. Krycie się pod kapturem i okularami było sposobem na odizolowanie się od natłoku myśli innych ludzi. Wszystko zmienia się, gdy do szkoły przybywa Damen- tajemniczy chłopak, na którego zwrócone są oczy całej szkoły. Ku swojemu zdziwieniu Ever odkrywa, że przy Damenie może poczuć się normalna i wyciszyć głosy w głowie. Jednak gdy poznają się bliżej, okazuje się, że chłopak skrywa straszliwą tajemnicę a ich spotkanie nie było przypadkowe…

 Pierwsze skojarzenie jakie nawinęło mi się już na początku lektury „Ever” to… „Zmierzch”. Rzucające się w oczy podobieństwo sytuacji: akcja- stołówka, klasa, parking plus tajemniczy chłopak. A, że „Zmierzch” nie przypadł mi do gustu, to początek „Ever” wydawał mi się pisany „na siłę”, jak gdyby autorka chciała przypodobać się czytelnikom.

 W książce z pewnością podobał mi się motyw przewodni- tulipan. Tulipany były wszędzie, na każdym kroku. Na szczęście nie pozostało to bez wyjaśnienia. Za motyw przewodni „Ever” dostaje ode mnie duży plus. : ]

 Teraz trochę na temat zżycia z postaciami. Postacie w książce nakreślone są ciekawie, szczególnie intryguje mnie osoba Driny- tajemniczej towarzyszki Damena. W książce znajduje się też wątek psychologiczny, w którego centrum znajduje się Ever. Świetnie zharmonizowane odczucia wewnętrzne z odruchami zewnętrznymi. Niestety był jeden moment, gdy czytelnik właściwie gubił się w rozumowaniu bohaterki. Wątek ten znajduje się na końcu, gdy przytłacza nas sporo informacji, a dostęp do myśli Ever wydaje się być jakby „zamknięty” dla czytelnika.

 Książka opiera się na głównych wydarzeniach poprzetykanych zniknięciami i dziwnymi zachowaniami chłopaka. Z początku jest to intrygujące, potem- do przewidzenia.

 Plusem „Ever” są, muszę przyznać, śmieszne wątki. Wartkie dialogi i „lekkość” tej książki jest jej atutem.

 Podsumowując, „Ever” uważam za niezobowiązująca lekturę idealną dla odprężenia. Pisana „lekkim” językiem, choć ma swoje wady, to zalety kuszą by po nią sięgnąć. Do gustu przypadła mi również sam pomysł- tajemnica, która na końcu wychodzi na jaw (i to zdziwienie gdy Damen okazuje się czymś innymi, niż wydaję się czytelnikowi :)). Chętnie sięgnę po kolejną część, ponieważ zapowiada się naprawdę dobrze. Szczerze mówiąc, trudno jest mi ocenić książkę po pierwszym tomie, gdyż on ma za zadanie przyswoić nam informację, z kolei akcja rozpoczyna się na dobre, gdy mamy jakąś więź z bohaterami. Tak więc, Moi Drodzy, jeśli poszukujecie czegoś, co pozwoli Wam odetchnąć to zachęcam do sięgnięcia po „Ever”. 🙂

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170