Tag Archives: Tricia Rayburn

Głębia

Tytuł: Głębia

Tytuł oryginału: Undercurrent

Autor: Tricia Rayburn

Seria: Syrena (Tom II)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 368

Vanessa, po serii wydarzeń w Winter Harbor, które skutecznie przewróciły jej życie do góry nogami, postanawia wrócić do Bostonu. Jednak powrót do normalności okaże się niezwykle trudny. Widma poprzedniego lata nie dadzą Vanessie spokoju, a ona sama będzie musiała zmierzyć się z samą sobą – z tym, kim teraz jest.

Czy potwory z przeszłości rzeczywiście zostały pokonane?

Czy Vanessie uda się stawić czoło swoim lękom, skoro jedynym źródłem jej siły jest narażenie miłości łączącej ją i Simona?

Przy recenzowaniu Głębi, nie sposób nie wspomnieć o poprzedniczce – Syrenie. Pierwszy tom wprost oczarował, natomiast Głębia odeszła od tego schematu zupełnie, przedstawiając bohaterkę w zupełnie innym świetle…

Lektura Syreny pozostawiła po sobie ogromne oczekiwania. Wspaniale wprowadziła czytelnika w życie Vanessy. Właściwie zdążyłam ją już polubić. Jednak w tym tomie Vanessa zdecydowanie traci w oczach. Gdy wszystko zaczyna się plątać i komplikować ona nie potrafi dać sobie z tym rady. Jakby ktoś podmienił bohaterkę, wstawił nieudolną zmienniczkę i nadał imię „Vanessa”, mniemając, iż nikt się nie zorientuje.

Fabuła, choć poprowadzona w charakterystyczny sposób, który dało się już dostrzec w pierwszym tomie, jest momentami nazbyt chaotyczna, zbyt niezorganizowana. Pomysł na nią był dobry. Właściwie nawet był jednym z lepszych wyjść, jakie można było wybrać, kontynuując serię. Jednak zbyt wiele tam sytuacji, które nijak nie znajdują żadnego uzasadnienia, ani wcześniej, ani później. A takie uzasadnienie, a już zwłaszcza od strony Vanessy, jest wręcz wymagane. Bo jakże mamy zrozumieć sytuacje, które ona powoduje, skoro mamy do dyspozycji jedynie wodę, bąbelki i urywki jej myśli?

Fakt, który chyba najbardziej poruszył mnie w całej książce, fakt, który zadziwił, zszokował, kopnął w żołądek i rozłożył na łopatki były czyny osoby, która była niezwykle bliska Vanessie. Dotąd znaliśmy ją jako dobrego i uczynnego człowieka, natomiast tutaj, role zostają niemal odwrócone i to, uwierzcie, nie tylko w tym jedynym przypadku. Niestety i jej zachowania satysfakcjonującego uzasadnienia od Vanessy nie otrzymują. Bohaterka tym samym traci na wiarygodności zastanawiając się w tak mało szczegółowy i suchy sposób, czemu stało się tak, a nie inaczej.

Przynajmniej był watek miłosny. Ciekawy, emocjonujący, wciągający. Irytujący. Ale to chyba było pozytywne uczucie. W końcu „wylazło” całe przywiązanie do ulubionych bohaterów 🙂

Za nic nie potrafiłam zrozumieć Vanessy. Wczuć się w jej rolę, tak jak w poprzedniej części. Podejmowała głupie decyzje, sama pakując się w tarapaty. A co gorsze, czytelnik zauważał jej błędy od razu. Czytelnik takim błędom by zapobiegł (a przynajmniej ma takie poczucie). Natomiast Vanessa? Nie. I tym samym oddala się coraz bardziej i bardziej, a cała ta więź, która łączy czytelnika z narratorką balansuje na granicy dramatycznego i nieodwracalnego zerwania.

Tym co zdecydowanie przypadło mi do gustu, było zachowanie ojca Vanessy. Tak naturalne, wręcz nieporadne a jednocześnie zdecydowane i nastawione by chronić córkę. Nie ma tu …i żyli długo i szczęśliwie. Każdy czyn, błąd, po prostu przeszłość odbiła się zarówno na ojcu jak i matce Vanessy. Widać, że coś jest nie w porządku. A właściwie wszystko jest nie w porządku. Ich zachowania emanują naturalnością, która jest po prostu dramatyczna. I to zapada w pamięć.

A więc podsumujmy. Fakt, że Głębia nie dorównuje poprzedniczce wcale nie przesądza o tym, że nie warto po nią sięgnąć. Ma swoje wady, ale ogół wątków poprowadzonych w książce jest dość ciekawy. Na tyle ciekawy by go poznać. Swoją drogą, gdzieś tam w duchu, cichutko liczę na to, że to tylko przejście. Wiecie, że najlepsze jeszcze przed nami a ostatni tom będzie inauguracją całej serii, przy której szczęki opadną nam z wrażenia. W końcu taka historia nie może się zmarnować, prawda?

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170


Syrena

Tytuł: Syrena

Tytuł oryginału: Siren

Autor: Tricia Rayburn

Seria: Syrena (Tom I)

Polskie wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie

Ilość stron: 360

Vanessa chcąc uczcić początek kolejnego lata, z siostrą i dwójką przyjaciół,  postanawia skoczyć w tym roku z klifu Chione. Jak się jednak okaże, strach weźmie górę. Jednak siostra Vanessy – Justine bez wahania zanurza się w nieokiełznanych falach Winter Harbor. Po gorącej kłótni, okazuje się, że te same fale wyniosły ciało Justine na brzeg. Vanessa nie może pogodzić się ze stratą siostry – w szczególności, gdy odkrywa, że nie wie o niej wszystkiego. W poszukiwaniu prawdy wraca do miasteczka, w którym, od chwili śmierci Justine, zaczynają ginąć inni ludzie.

Mężczyźni wyrzuceni na brzeg z twarzą zastygłą w przedśmiertnym uśmiechu…

Przyznam szczerze, że po Syrenie spodziewałam się całkiem sporo. Nie dość, że nietuzinkowa fabuła, to stworzenia, które w innych książkach młodzieżowych swoich pięciu minut jeszcze nie miały. I chociaż już wcześniej, podejrzewałam, że Syrena wzbudzi we mnie większe emocje, to nie pomyślałabym, że zrobi to w tak zupełnie odrębny i subtelny sposób.

To, co z pewnością zasługuje na pozytywną ocenę (brawa dla autorki)  jest niezwykłe zsynchronizowanie poszczególnych wątków książki. Poprzez nawiązania do przeszłości, do wypowiedzianych słów, czy sytuacji, stworzono coś, co długo zapada w pamięć. I choć na początku to „wypominanie” przeszłości może odrobinę zdezorientować czytelnika, to na końcu, gdy znamy już poprzednie wydarzenia, staje się to zaletą powieści.

Pomimo, że wspominanie przeszłości przez Vanessę samo w sobie jest pozytywem, to wnosi ze sobą pewne ryzyko… I choć urokliwe, być może zostało zbyt często poruszane w książce tak, że czytelnik odgadywał zamierzenia autorki. Możliwe, że działa to jak sztuczka iluzjonisty – gdy poznasz jej sekret, traci swój czar.

Elementem, który mnie zdziwił była… długość zdań. Nie dość, że długie, to z masą wtrąceń. Łatwo było się w tym zamotać. Jednak pani Rayburn opanowała je niemal po mistrzowsku. Chwile, gdy rozumiało się zdanie inaczej, niż było to zamierzone, były nader rzadkie i trwały bardzo krótko. I właśnie dzięki temu charakterystycznemu elementowi główna bohaterka zyskała na wiarygodności. Wyrażenie przemyśleń i nastrojów oraz połączenie ich z wydarzeniami „na zewnątrz” wydawałoby się niewykonalne. A jednak w Syrenie wyzwanie to spełniono, z całkiem zadowalającym efektem.

Do głównej bohaterki zarzutów nie mam. Jednak co do pozostałych dwóch przyjaciół Vanessy, którzy towarzyszą czytelnikowi do ostatniej strony, mam pewne wątpliwości. Zbyt idealni. Zbyt dorośli jak na swój wiek. I choć książka, wiadomo, fantastyczna, to elementy realne… co do tych dwóch postaci, realne nie były. Może podrzucono ich bohaterce, by potencjalna czytelniczka mogła utożsamić się z Vanessą, znajdując chłopaka swoich marzeń. I choć ich czułość i opiekuńczość była wprost rozbrajająca, to brakowało tu kontrastu – tej mrocznej strony, którą, w odróżnieniu od nich, Vanessa w pewien sposób posiadała.

Wydarzenia, wypowiedzi, czy nawet pogoda – to wszystko pasuje do siebie niczym elementy układanki. Powieść złożono w precyzyjny sposób. Budzi to we mnie spory podziw, gdyż planowanie takiej książki musiało wyglądać jak projektowanie skomplikowanego labiryntu. Każdy fakt powiązany jest z innymi, a do tego wszystko to opowiedziane jest w tak naturalny sposób. Czytanie Syreny zajęło mi naprawdę sporo czasu, ponieważ niemal non stop wracałam do tekstu czytając zdania po kilka, a nawet kilkanaście, razy. Napawałam się płynnością fabuły i niezwykłą zręcznością pióra pisarki. Jak widać, ze zbudowanego przez siebie labiryntu, potrafiła również wyjść.

Teraz, kiedy książek fantastycznych czy paranormal romance jest naprawdę co nie miara, trudno o oryginalną fabułę – a raczej o nowe stworzenia o nowych właściwościach. A tu: bum! Przekopano mity i napisano o syrenach. I to w jaki sposób napisano! Bez namysłu, mogę przyznać, że książka z pewnością jest warta przeczytania. Polecam, polecam i jeszcze raz polecam!

https://sewiasterecenzje.files.wordpress.com/2012/06/dze-kopia1.png?w=490&h=170

Klikajka: