Ian z radością powitał paniczny strach, który sprawił, że serce zabiło mu mocniej, a oddech uwiązł w gardle. Doskonale wiedział, że kiedy się odwróci i spojrzy, wyjaśnienie okaże się banalne. Zamarł więc i rozkoszował się nieznanym, póki pozostawało nieznane, zadowolony z wywołanej strachem fali adrenaliny, dzięki której wszystkie zmysły wyostrzały się, a sekundy wydawały długie jak godziny.
Ale nie mógł pozwolić na terroryzowanie miasta. Strach pozostawał niezmienny przez stulecia, tak jak reakcje ludzi. Sterroryzowane miasto szybko wyciągnęłoby pochodnie i zaostrzone kołki… albo ich dwudziestowieczny, wyprodukowany w laboratorium ekwiwalent.
– Ja NIE wierzę – powiedziała, marszcząc mocno brwi dla podkreślenia swoich słów. – Są na tym świecie rzeczy…
– Szekspir – uśmiechnęła się Vicki.
Twarz pani Kopolous złagodniała.
– To, że był poetą, nie oznacza, że nie miał racji.
Madonna, ubrana w błękit i biel, rozkładała ramiona, jakby chciała objąć nimi cały świat. Uśmiech obiecywał ukojenie, a w oczach artysta zawarł smutek.
Kiedyś, jeszcze jako mundurowa, goniła dilera po schodach katedry. Dopadł drzwi i zaczął domagać się azylu w świętym miejscu. Ale drzwi były zamknięte. Najwidoczniej nawet Bóg nie ufał nocy w sercu wielkiego miasta.
Jego ciemne ubranie obsypane było gipsowym pyłem, a Vicki wydawało się, że za rozpiętą skórzaną kamizelką dojrzała coś złotego i migoczącego. Światło świec odbijało się w odłamkach kolorowego szkła uczepionych wierzchu wiązanych butów.
Siekiera uderzyła. Dźwięk, z jakim pękła, odbił się echem we wnęce, tak jak i odgłosy toczących się po podłodze kawałków.
Wampir przypominał Vicki anioła zemsty, gotowego w każdej chwili wyciągnąć płonący miecz i porazić nim wrogów Pana. Napastnik też chyba doświadczył podobnej wizji, bo jęknął i uniósł błagalnie ręce.
Henry odsunął się i pozwolił jeńcowi odwrócić wzrok.
Ciemność, demony, wampiry i sześć ciał brutalnie odartych z życia.
Przypominała ci kogoś? Jeśli żyjesz wystarczająco długo, a ty żyjesz, KAŻDY ci kogoś przypomina.
To pragnienie, by żyć tak, jak chcę sprowadziło na mnie niebezpieczeństwo. Nie potrafiłabym żyć za maskami, jakie ty musisz przybierać, żeby przetrwać.
– … przyznała się do utrzymywania stosunków z diabłem, otrzymała rozgrzeszenie i oddała duszę Bogu. – Pogładził palcami brodę. – Bardzo satysfakcjonujące. Ciało zostanie oddane siostrom czy rodzinie?
Starszy dominikanin wzruszył ramionami.
– To nie ma znaczenia, ona… Akim ty jesteś?
Henry uśmiechnął się.
– Zemstą – powiedział, zamykając drzwi i ryglując je.
– Ogromna pijawka – zasugerował ktoś inny. – Ogromna pijawka, która pełznie ulicami miasta, póki nie znajdzie ofiary, a wtedy… SIORB! – pociągnął piwa, ilustrując swoją teorię. Grupka przy stole jęknęła z obrzydzeniem i obrzuciła go serwetkami.
– Wiem – ciągnął, rozglądając się na boki, by się upewnić, że nikt nie podsłuchuje – że na tym świecie dzieje się więcej, niż ludzie uważają. I wiem, jak to jest, gdy się z ciebie śmieją. – W tych ostatnich słowach kryło się tyle emocji, że musiała w nie uwierzyć. A skoro w nie, to i w całą resztę.
Norman wygrzebał monetę z kieszeni i podał dziewczynie. Chciał jej dać cały świat, a nie tylko dwadzieścia pięć centów.
Przez wieki mirrą okadzano umarłych i te stulecia śmierci wydostawały się na wolność, zawsze gdy olejek wylewał się na węgle. Za drugim razem Norman już tylko wzruszył ramionami na zmarłych, wiedząc, że nadejdzie coś gorszego.
– Zabij ją! – Norman wreszcie to powiedział. Zacisnął dłonie, żeby powstrzymać ich drżenie. Czuł się, jakby miał ze trzy metry wzrostu i był niezniszczalny. Wziął sprawy w swoje ręce i przyjął potęgę, która mu się należała. Dudnienie stało się silniejsze, wypełniając całe jego ciało.
Przez chwilę leżała jeszcze na ławce do ćwiczeń, zasłuchana w odgłosy miasta, i przekonywała samą siebie, że huk odjeżdżającej w oddali ciężarówki nie był odgłosem zbliżania się tysięcy pazurzastych stóp, a głośny, przenikliwy płacz na zachodzie to tylko syrena.
– Co zajmie mi – westchnęła – tylko jakieś dwa lata – A dwa lata poszukiwań to i tak lepiej niż jedna sekunda spędzona na bezczynnym i bezradnym siedzeniu.
Władza zawsze pociąga tych, którzy będą jej nadużywać.
Jak ona śmie jeszcze żyć, kiedy powiedziałem, że ma umrzeć.
Dudnienie powróciło w nocy. Każde uderzenie utwierdzało Normana w przekonaniu, że moc wciąż należy do niego, że Coreen powinna zapłacić.
Profesor zastanowił się przelotnie, co młodzieniec zrobił sobie w palce. „Pewnie wtykał je między metaforyczne drzwi…”
Osłabiony i drżący, Henry stał nad ciałem. Światło w jasnych oczach zgasło, pozostawiając tylko zamgloną szarość. Krew zbierała się pod ścianą, gorąca i czerwona, a wampir, który desperacko potrzebował pożywienia, dziękował Bogu, że martwa krew go nie wzywała. Prędzej by umarł z głodu, niż posilił się na tym człowieku.
– Jasne, pożyw się po drodze. Chcę mieć ten grimuar jak najszybciej, rozumiesz?
– Tak, panie. – Jeszcze trochę i pożywi się tym, kto go wezwał. Obiecano mu to.
Czuł, że Władca, któremu służył, czeka, że jego gniew narasta za każdym razem, gdy demon zbacza ze ścieżki imienia. I wiedział, że sam pozna ów gniew bliżej, kiedy powróci ze świata ludzi.
Wyruszywszy, spotkał na swojej drodze wiele żyć, miał z czego wybierać.
Nie znał nadziei, bo to uczucie było demonom obce, ale znał okazję, więc wykorzystał ją jak tylko umiał.
I nie był martwy. Martwi przybierają pozy, których żywi nie potrafią imitować.
Najpierw był ból, a potem krew. Nic, tylko krew. Świat był krwią.
Czuł życie, które dostarczało mu krew. Jego zapach, głos. Rozpoznał je i walczył z czerwonym szaleństwem, które mówiło, że to życie powinno należeć do niego. Tak łatwo było poddać się głodowi.
– Nie wygląda na wampira.
– A czego oczekiwałeś? Smokingu i trumny?
Życie nauczyło go, że to, w co się wierzy, nie musi mieć nic wspólnego z rzeczywistością.
Zbyt wiele krwi od jednej osoby i ryzykujemy utratę kontroli. Czułem twoje życie, czułem pragnienie, by zaryzykować i je odebrać.
„To nie jest tak, że on jest oswojonym lwem.” Nie jesteś taki całkiem oswojony, prawda?
Więc co proponujesz? Mam się poddać, bo nie wierzysz, że da się to zrobić?
Kilka tuzinów spraw zostało niewypowiedzianych.
– Zdajesz sobie sprawę, jak duża jest szansa, że nam się nie uda? Że nic nie znajdziesz albo nie damy rady powstrzymać Władcy
Demonów?
Uśmiechnęła się, a zszokowany Henry nagle odkrył, że nie jest jedynym drapieżnikiem w tym pokoju.
– Nie – powiedziała. – Z niczego takiego nie zdaję sobie sprawy. Odpocznij. – I już jej nie było.
Oczywiście istniała możliwość, że niewłaściwie połączyła wszystkie ślady i poszlaki. Że nie tylko szczekała na niewłaściwe drzewo, ale w ogóle przeszukiwała nie ten las.
Pot spłynął jej po kręgosłupie i oparła się pragnieniu, by spojrzeć się za siebie. Wiedziała, że mieszkanie jest puste, że nic za nią nie stoi, i nie zamierzała poddać się urojonym lekom – miała wystarczająco wiele prawdziwych.
W sumie nie powinno jej to zaskoczyć. Kiedy już zada się właściwe pytanie, wkrótce pojawia się właściwa odpowiedź.
Telefon od Coreen rozwiał niepewność, nadał groźbie imię, a to dawało Vicki broń, którą mogła walczyć z koszmarami, gdyby się pojawiły.
Czasem wygrywamy większą siłą ognia, większą liczebnością broni albo jej większą mocą, ale tym, co przede wszystkim przesądza o naszym zwycięstwie, jest wiedza. Coś, co znamy, traci nad nami przewagę.
Nigdy nie wiem, czy kończenie w czasie minimalnym jest dobrą rzeczą, czy nie. To tak jakby albo się wszystko miało obkute na amen, albo nie wiedziało się nic i tylko myślało, że jest się obkutym.
Moim zdaniem poszło mi świetnie. Ian zawsze mówił, że nie ma sensu myśleć, że się oblało, kiedy już jest za późno, by coś z tym zrobić.
– Stój, to nie czas na amatorskie bohaterstwo.
– Amatorskie bohaterstwo? – głos Coreen wzniósł się o oktawę wyżej. – Zwalniam panią, pani Nelson! – Obracając się na obcasie, minęła Vicki i pomaszerowała w stronę budynku.
Śmiał się z niej tak, jak wszyscy przez całe jego życie śmiali się z niego. Coraz głośniej i głośniej, tak, że niemal go to przytłaczało. Czuł, jak śmiech odbija się echem w grimuarze, jak jego ciało zaczyna wibrować pod wpływem dźwięku, jak ten śmiech wplata się w pulsowanie w głowie.
„Skup się na najważniejszym i nigdy nie mów umierać”. Zwłaszcza kiedy „umierać” oznaczało wykrwawiać się na śmierć na brudnej podłodze i zafundować miastu, o świecie nie wspominając, Armagedon.
Zignorował Coreen, ale przykucnął po tej stronie pentagramu, gdzie leżała Vicki, i uśmiechnął się z aprobatą, patrząc na wzory z krwi na podłodze.
-Więc to ty jesteś życiem, które otwiera moją drogę do władzy.
Szkoda, że nie mogę pozwolić ci żyć. Z przyjemnością bym popatrzył, jak zareagujesz na moje plany.
Moc dana z wolnej woli jest potężniejsza niż moc wzięta siłą.
– Wierzysz w przeznaczenie? – zapytał.
– Wierzę w prawdę. Wierzę w sprawiedliwość. Wierzę w moich przyjaciół. Wierzę w siebie. – Przez jakiś czas nie wierzyła, ale teraz odzyskała tę wiarę. – I wierzę w wampiry.
Jego wargi musnęły skórę na jej nadgarstku, a gdy się odezwał, ciepły dotyk jego oddechu postawił na baczność każdy włosek na ciele Vicki.
– To wystarczy.