Pocałunek anioła – seria

Tom I


Przeczytane w 2013

Tutaj znajdziecie wszystkie książki, jakie przeczytałam w 2013 roku. Możecie również dowiedzieć się, które z nich polecam w szczególności ;) .
W razie jakichkolwiek wątpliwości wystarczy najechać myszką na daną miniaturę, by zobaczyć pełny tytuł i autora książki. Kliknięcie w miniaturę przekieruje Was do recenzji. ;)

polecam - Kopia kopiapolecam - Kopia kopia


Życie, które znaliśmy

Tytuł: Życie, które znaliśmy

Tytuł oryginału: The Last Survivors: Life as we knew it

Autor: Susan Beth Pfeffer

Seria: Ocaleni (Tom I)

Polskie wydawnictwo: Jaguar

Ilość stron: 352

Moja ocena: 6/6Życie Mirandy nie wyróżnia się niczym szczególnym od żyć setek innych jej nastoletnich rówieśniczek. Dzień po dniu. Szkoła, miłość, rodzina, pasja. Każdy fragment jej życia ma swoje miejsce w dzienniku. Wzloty i upadki. Nadarza się okazja by opisać coś innego, coś, co zdarzyło się po raz pierwszy w życiu wszystkich – zderzenie asteroidy z Księżycem. Jednak, jak się okaże, Księżyc z romantycznej tarczy zmieni się w złowrogą przyczynę wszystkich nieszczęść. Powodzie, wybuchy wulkanów. Głód. Choroby.

Koniec świata. Koniec świata stał się życiem Mirandy. On też znalazł swoje miejsce w jej dzienniku.

Życie, które znaliśmy to jedna z tych  książek, w których tak wielką wartość stanowi życie, a których (moim zdaniem) jest w księgarniach wciąż za mało. Bardzo dobra książka jest jak stos dobrych książek. Pochłania Cię bez reszty i nie daje żyć inną historią, nim jej nie ukończysz. I dobrze. Bo właśnie takie jest Życie, które znaliśmy.

Jak już wspomniałam, główną wartością w tej poruszającej opowieści jest życie. Generalnie rzecz biorąc, bez życia przecież nie byłoby miłości, o której tak chętnie rozprawiają autorzy bestsellerów. Reszta to dodatek. Emocje to dodatek. Bo wszystko to zawiera się w pakiecie zwanym „życie”. Najbardziej chyba ekscytujące, a zarazem tragiczne jest to, że  historia Mirandy zaczęła się „normalnie”. Dla niej wartością byli przyjaciele, rodzina, i szereg tych przyziemnych spraw, którymi, ze skrywaną lubością, przejmujemy się na co dzień. Przeraża więc to, że my żyjemy dziś tak samo, jak ona kiedyś. Czy zatem czeka nas podobna przyszłość? Przyszłość, w której nie będzie prądu, ciepła a odwiecznym problemem będzie jedzenie? To jest coś więcej niż fantastyczne gdybanie czy, rzekłby ktoś, zmyślona historyjka, przecież i to może kiedyś spotkać nas. Tak więc usiądź wygodnie, Drogi Czytelniku, i zastanów się nad wartością życia. Bo chyba właśnie o to tu chodzi. Są wzloty, są upadki. Chwile szczęścia i smutku. Jednak czasami z najważniejszych wartości nie zdajemy sobie nawet sprawy. Bo mamy wszystko rzucone pod nos, ot co. A gdyby nie było? Poradzilibyśmy sobie? A może bezradni, zmienilibyśmy się w zwierzęta bądź zapomnieli o wartościach. Gdzieś w głębi tej książki nawet ten przypadek jest rozważany. Jednak na pierwszym miejscu są wartości, nawet te, których w tym „normalnym” życiu w ogóle nie dostrzegaliśmy.

Och, dość tego wymądrzania! : ) Książka jest wspaniała i zasługuje na uznanie. Z pewnością dużą część jej uroku stanowi to, że właściwie jest to dziennik głównej bohaterki. A gdyby tak zmienić okładkę, bądź oprawić ją w skórę? Dodać parę kleksów. Byłby taki autentyczny! Powracając jednak do tematu, wciąż nie mogę nadziwić się stylowi tej książki. Mimo, iż dziennik nie jest pisany dzień w dzień, to przekazuje garść informacji, z pewnością tych ważnych, ale bez pomijania szczegółów, które nadają książce, i tym samym całej historii, tego nieokreślonego czaru. Mimo, że czytałam relację całego dnia, to wyobraźnia odtwarzała go na bieżąco. Nie potrafię wskazać granicy pomiędzy dziennikiem a opowiadaniem z punktu widzenia pierwszej osoby. Jest ona chyba niezwykle cienka, lub nie ma jej w ogóle, bo całość zręcznie przeplata się,  miesza, wplątując w to czytelnika.

Choć było coś, czego mi zabrakło. Dramaturgii. Opowiadanie, mimo, że z pierwszej osoby, było zbyt zimne. Zbyt oschłe. Nie zapłakałam nad tą książką ani razu. Rzecz jasna nie brakuje jej realności, lecz nie ma tu tych szczegółów, które miałyby jakieś nawiązanie do przeszłości. Do początku tej historii. Do dawnego świata. Żyło się z dnia na dzień, to oczywiste. Z mojego punktu widzenia emocje towarzyszące „końcu świata” powinny być ogromne. Choć może moja teoria ze zwierzęceniem wcale nie była taka aż nie na miejscu? Może i faktycznie chodziło tylko o jedno – o przetrwanie, lecz nie takie egoistyczne, po prostu troskę o życie, zarówno swoje jak i tych których kochamy.

Czyż powinnam pisać czego nie było w książce? Chyba nie, lecz napiszę. Każda książka, która nie ma nudnych (wybaczcie określenie) „przerywników” ma u mnie dużego plusa. Wciąż wspominam książki – męczarnie w stylu: zabito ją a dwieście nieciekawych stron później, ożyła. A w tym przypadku nie było ani dwustu nieciekawych stron, ani stu, właściwie to ani jednej.

Życie, które znaliśmy to ciężka artyleria. Pozostaje w myślach, pozostaje w wyobraźni. I chyba nie szybko się stamtąd ulotni, o ile w ogóle. Pokazuje, jak silni mogą być ludzie, by chronić tych, których kochają. Dzięki niej można zauważyć to, co najważniejsze w życiu każdego. Wartości, których na co dzień nie dostrzegamy, bądź bezwzględnie się wypieramy. Książka z przesłaniem to jedno, bardzo dobra książka to drugie. Życie, które znaliśmy jest jednym i drugim. Wspaniała, wciągająca, poruszająca. Pokazuje co jest ważne. Co jest naprawdę ważne.

Klikajka:


Życie, które znaliśmy – soundtrack


Wesołych Świąt!

Moi Kochani!

Życzę Wam góry prezentów, stosów książek, prywatnej biblioteki, zdrowia, szczęścia, miłości, spełnienia marzeń i wiele wiele więcej!

Jednym słowem WESOŁYCH ŚWIĄT!

 

P.S. Dzisiaj pędzę z saksofonem na pasterkowy koncert. 3majcie za mnie kciuki! 🙂


Życie, które znaliśmy – cytaty

Czasami, kiedy mama zabiera się za pisanie nowej książki, mówi, że nie wie, od czego zacząć, bo ma w głowie bardzo wyraźne zakończenie, a wtedy początek już jej nie interesuje. Teraz czuję to samo, tylko że sama nie wiem, jak się skończy dzisiejsza noc.

Mam wrażenie, że ranek był milion lat temu. Pamiętam, że widziałam Księżyc na niebie, o wschodzie. Dokładnie – półksiężyc, ale dobrze widoczny. Patrzyłam i myślałam, co się wydarzy, kiedy uderzy w niego asteroida i jakie to będzie ekscytujące.

Nigdy nie przyszło mi do głowy, że patrzę na ten sam Księżyc, który widzieli Szekspir, Maria Antonina, Jerzy Waszyngton i Kleopatra. Że już nie wspomnę o milionach ludzi, o których w życiu nie słyszałam. Tylu homo sapiens i neandertalczyków patrzyło na ten sam Księżyc. Pojawiał się i znikał także na ich niebie.

Przez chwilę rozmyślałam o całym mnóstwie ludzi, którzy widzieli kometę Halleya i nie pojmowało, czym jest, ogarniał ich jedynie strach oraz respekt. Przez ułamek sekundy czułam się jak szesnastolatka ze średniowiecza, wpatrzona w niebo, pełna zachwytu dla jego tajemnic.

I wtedy doszło do zderzenia. Wiedzieliśmy, że nastąpi, a jednak przeżyliśmy szok, gdy asteroida walnęła w Księżyc. W nasz Księżyc. W tej chwili chyba wszyscy poczuliśmy, że to nasz Księżyc i że atak na Księżyc to atak na nas.

Nadal świecił nasz Księżyc, nadal pozostał kawałem skały na niebie, ale nie był już łagodny, nieszkodliwy. Wisiał pod dziwnym kątem. Był przerażający, więc wyczuwało się narastająco dokoła panikę. Niektórzy biegli do samochodów i odjeżdżali. Inni płakali, modlili się. Ktoś zaintonował hymn amerykański.

Spojrzałam w kierunku okna, za którym świecił Księżyc. Lecz za bardzo się bałam, żeby wyjrzeć.

– Wydaje mi się, że śnię – odparłam. – No wiesz, może mi się to śni, ale potem się obudzę i okaże się, że nic się nie stało.

Czasami ludzie stają na wysokości zadania – zauważyła pani Nesbitt. – Jak my.

Mogłam sprawdzić wiele osób: dzieciaki z wakacyjnych obozów, dzieciaki, które znam z zajęć pływackich, starych znajomych z podstawówki, którzy przenieśli się do Nowego Jorku czy Kalifornii, czy na Florydę. Cóż, nawet nie próbowałam. Nie stanowili części mojego życia. Wydawało mi się, że niewłaściwe jest wiedzieć, że nie żyją, skoro za życia tak słabo ich znałam.

Chcąc sprawdzić, wpisał nasze nazwiska, ale nie figurowały na żadnej liście.

Dzięki temu wiemy, że w Dzień Pamięci wciąż jeszcze żyjemy.

Co jest najgorsze w końcu świata? Że kiedy się zacznie, nigdy się nie kończy.

Do tej pory bawiliśmy się w przetrwanie; teraz trzeba pomyśleć na poważnie.

Może przyjdzie Dan. Może wyjdzie słońce.

Zrobiłam coś strasznie głupiego, tak strasznie głupiego, że mogłabym się zabić ze złości.

Mama mnie pociesza. Uważa, że nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, że to się mogło zdarzyć każdemu z nas, ale wiem, że zawiniłam właśnie ja. Jestem taka nieuważna. Zawsze przez to pakuję się w kłopoty, choć zazwyczaj szkodzę tylko sobie.

Ale mój świat kurczy się z każdym dniem. Nie mam szkoły, stawu, miasta, pokoju, a teraz brakuje nawet widoku z okna.

Czuję, że kurczę się wraz z moim światem, jestem coraz mniejsza, coraz bardziej wyschnięta. Zmienia się w kamień. To dobrze, bo kamienie trwają wiecznie.

Ale jeśli tak ma wyglądać wieczność, dziękuję bardzo.

Ale póki nie wiemy, co nam przyniesie przyszłość, musimy żyć dalej. Może będzie lepiej. Może ktoś już znalazł wyjście z sytuacji. Na pewno nad nim pracują, bo ludzie tacy są. A naszym zadaniem jest żyć, z dnia na dzień. Wszyscy umieramy po kawałku, Mirando. Każdy dzień przybliża nas do śmierci. Lecz nie należy wychodzić jej na spotkanie. Zamierzam żyć tak długo, jak się da, oczekuję od was tego samego.

Nie liczy się Sylwester bez postanowień noworocznych. Postanowiła, że do końca życia codziennie postaram się doceniać to, co mam.

Szczęśliwego Nowego Roku, świecie!

Jakiś czas temu Jonny zapytał, po co jeszcze piszę ten pamiętnik. Dla kogo. Sama się nad tym zastanawiałam, zwłaszcza w ciężkich chwilach. Czasami wydawało mi się, że piszę dla potomnych, którzy przeczytają moje zapiski za dwieście lat, żeby wiedzieli, jak wyglądało nasze życie. Przez długi czas sądziłam, że piszę nie dla ludzi, lecz dla motyli,  gdy już nauczą się czytać.

Ale dzisiaj, gdy mam siedemnaście lat i pełen żołądek, piszę dla siebie, żebym zawsze pamiętała życie takim, jakie znaliśmy, jakie znamy, nawet wtedy, gdy mnie już zabraknie w pokoju słonecznym.


Życie, które znaliśmy – zwiastuny


Rozstrzygnięcie konkursu urodzinowego!

Wybór zwycięzców, przyznam, nie należał do łatwych. Jednak bo kilkukrotnej selekcji prac, biorąc pod uwagę każdy, nawet najmniejszy, element wyłoniłam trójkę szczęśliwców:

Karina Grzegorczyk

II  Justyna Reszelewska

III  Klaudia Kaczmarczyk

Zdobywczyni I miejsca otrzymuje „Skrzydła Laurel”. Do II miejsca powędruje „Syrena”, natomiast do III „Naznaczona”.

Serdecznie gratuluję i… życzę miłych Mikołajek 🙂


Meloncholie Sewii, czyli pierwsze urodziny bloga.

Birthday cupcake

Wraz z końcem listopada mija roczek tego bloga. Rok pisania recenzji. Rok nieustannego czytania. Rok pełen małych wielkich radości. Mogę z całą pewnością przyznać, że pokochałam całe to blogowanie. Ale to chyba wynika z miłości do książek

Pierwsza recenzja, jaka pojawiła się na blogu, była poświęcona Igrzyskom Śmierci – mojej ukochanej, cudownej książce, której czar wciąż w sobie czuję. Czytając ją, widzę jak zmieniały się moje recenzje. I mam nadzieję, że będą polepszać się nadal.

Do dziś pamiętam pierwszy egzemplarz recenzencki, jaki dostałam. Był to Prom do Kopenhagi. Wtedy poczułam się rasowym recenzentem. 🙂

Pierwsza wersja logo Sewiastych recenzji była zupełnie inna, wiecie? 🙂 Może ktoś pamięta? Przedstawiała kobietę z latarnią w ręku wspinającą się po drabinie do najwyższych półek na regale. Dopiero nieco później blog zaatakowały cudowne jaskółki.

Chciałabym podziękować wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do działania bloga.

Przede wszystkim dziękuję Wam. Czytelnikom, wszystkim, którzy tu zaglądają, komentują. Dajecie mi siłę by pisać dalej i by wierzyć we własne możliwości.

Dziękuję wszystkim tym, którzy dziwią się, że prowadzę bloga i piszę recenzje. I, że ludzie to czytają. Wasze uznanie napełnia mnie mocą by zadziwiać i szokować Was dalej, moi drodzy 🙂

Dziękuję wydawnictwu G+J oraz Esprit, ze względu na to, że były pierwszymi, z którymi zaczęłam współpracę, dały mi motywację do dalszego aktywnego działania.  Grupie Publicat za przecudowne książki i wyrozumiałość.  Wydawnictwu Sine Qua Non za cudowną lekturę (nie tylko) Assassin`s Creed.  Wydawnictwu Mira za ciekawe książkowe chwile. Oraz wydawnictwom Egmont i Jaguar za dany mi kredyt zaufania. Oby kolejny rok był jeszcze lepszy 🙂

 


Urodzinowy konkurs!

Bez nazwy 1

I oto pierwszy konkurs na blogu! I w dodatku urodzinowy!

Zadanie konkursowe (czyli czego Sewia tak naprawdę od Was chce)

Ze względu na to, że to pierwsze urodziny, zadanie polega na opisaniu (w max 15 zdaniach) czegoś, co robiliście po raz pierwszy. Nieważne czy opiszesz, jak pierwszy raz jechałeś na rowerze, pierwszy raz jadłeś kremówkę, czy przeczytałeś książkę, która nie była lekturą :D. Liczy się twoja inwencja i twój własny styl pisania. Pisanie na swój własny sposób. Czekam na zabawne, bądź mroczne, może nawet tajemnicze, czy przerażające historyjki! Wyczarujcie ze swojej historii, coś, co mnie urzeknie! Tylko prawdę mi piszcie, prawdę 😉

Opisy proszę wysyłać na sewiaa@gmail.com. w mailu musi się znaleźć:

  • w temacie maila wpisz „Konkurs urodzinowy”
  • w treści zamieść wykonane zadanie konkursowe, swój adres i imię i nazwisko oraz ranking nagród (czytaj: akapit Przyznawanie nagród)

Nagrody (to, co najlepsze w konkursach)

Nagrodami w konkursie są książki:

  •  Naznaczona (Cast, P.C, Cast Kristin)
  • Skrzydła Laurel (Aprilynne Pike)
  • Syrena (Tricia Rayburn)

Za ufundowanie nagród serdecznie podziękujmy Wydawnictwu Dolnośląskiemu 🙂

Przyznawanie nagród (czyli bierz co chcesz)

Ze wszystkich opisów wyłonione zostaną: I, II i III miejsce. W takiej też kolejności przyznaję nagrody. Proszę, by każdy z uczestników konkursu w swoim mailu zamieścił również ranking nagród, czyli to, co chciałbyś dostać najbardziej, a co najmniej np.

Ranking nagród:

1. „Naznaczona”

2. „Skrzydła Laurel”

3. „Syrena”

Jeśli najbardziej chciałbyś dostać np. „Naznaczoną” to przy jedynce piszesz „Naznaczona” itd. Proszę Was tylko, byście ułożyli książki począwszy od tej, która najbardziej wam się podoba i którą chcielibyście dostać.

A do czego mi to potrzebne? Otóż, osobie, która zajmie I miejsce zostanie przyznana książka, która najbardziej jej się podoba (numer 1 w rankingu), II miejscu przyznam książkę, która również podoba mu się najbardziej, a jeśli ta zostanie już wzięta przez osobę z I miejscem, to przyznam książkę z 2. miejsca na jego liście. III miejsce otrzyma książkę, która została.

Regulamin konkursu (czyli lepiej przeczytać, bo Sewia powyżej namotała)

  1. Wykonane zadania konkursowe przyjmuję do 5 grudnia 2012 do godz 24.00.
  2. Rozstrzygniecie konkursu i ogłoszenie wyników nastąpi 6 grudnia do godziny 24.00.
  3. W temacie maila ma znaleźć się napis „Konkurs urodzinowy”
  4. W treści maila musi znaleźć się: wykonane zadanie konkursowe, imię i nazwisko, adres oraz ranking nagród
  5. Prace nie mogą być wulgarne, obraźliwe, etc. Oczekuję od Was kultury godnej każdego czytelnika.
  6. Prace wysyłacie na sewiaa@gmail.com.
  7. Praca nie może mieć więcej niż 15 zdań.